Max Klinge (11.03.1893- 02.04.1951) jeszcze raz.
Niedźwiedzi Róg, wioska nad Śniardwami sąsiadująca z leśnictwem Lipnik (Falkenhoch, czyli Sokole Wzgórze) natenczas rejon Pisz. Czy było tylko leśnictwem, czy osadą? Raczej półwysep Zagon miejsce, gdzie była pierwsza drewniana leśniczówka, traktowano jako osadę. Max Klinge leśnik przeszedł do historii, gdyż nie znając języka, pozostał w powojennych Prusach Wschodnich... W Polsce. Pełnił, a raczej kontynuował pracę w leśnictwie Lipnik. Piastował posadę po Teofilu Jahn, który opuścił stanowisko w 1922 roku. Z różnych zapisów wynika, iż Teofil był królewskim leśniczym, a skoro tak miał wyższą rangę społeczną. Wilhelm Grabosch (żona Luise) był wówczas inspektorem w nadleśnictwie. Obecnie pozostał grób Marie Grabosch, która mogła być córką. Na półwyspie nieopodal potężnego dębu, w pobliżu leśnego duktu pochowana jest żona Wilhelma. Natomiast miejsca pochówku samego Wilhelma nie poznałam. Wracając do tematu, Max objął leśniczówkę Lipnik wybudowaną na półwyspie Zagon. Jej siedziba wkrótce została przeniesiona. Ze względu na wyższy poziom gości wprowadzono się do większego i murowanego budynku, który powstał w latach 1916-1918. Zamożniejsi bywalcy polowań musieli mieć godniejsze warunki. Musiały być też budynki gospodarskie.
Klinge po wojnie, był posądzany o niejasne powiązania z wrogiem i otoczony ludźmi, którzy prowadzili nieustanne obserwacje jego osoby. Ukrywał się u różnych kobiet, a to w Głodowie, to w Końcewie, w Niedźwiedzim Rogu. Miał też ziemianki w lesie. Chociaż jeden z mieszkańców zaprzecza, wspominając postać, by w nich mieszkał. Eryk Urban urodzony w 1936 roku, dobrze pamięta jakim człowiekiem był Klinge. Jak pomagał bezinteresownie mieszkańcom. Organizował jedzenie, a gospodyni przygotowywała posiłki. Dokarmiał jeńców pracujących w gospodarstwach. W powojennej rzeczywistości brakowało rąk do pracy. Oni właśnie mieszkali w leśnym lagrze. Jedzenie im zanosił szwagier Eryka Urbana. W jego wspomnieniach ciągle komuś pomagał i wszyscy stali za nim murem, nie dają mu zrobić krzywdy.
Max, w swojej sumienności musiał pozostać na stanowisku. Musiał przypilnować lasu. Musiał dokonać wyboru, przecież jego żona z dwiema córkami wyjechały. Max pozostał. W Lipniku zasadził wiele drzew, być może egzotycznej odmiany. Zapewne wśród niektórych obecnie spoczywa. Jego leśniczówka ponoć jeszcze stoi, ta późniejsza pomiędzy Końcewem a Niedźwiedzim Rogiem. Był dobrym gospodarzem, acz surowym. Czym owa surowość się objawiała? Nie wiem, może zwyczajnie był stanowczy i ludzie chętnie wykonywali jego prośby bądź polecenia? Kto wie? I taka hipoteza jest możliwa. Lubił punktualność i porządek, dobrze wykonaną pracę. Był sprawiedliwy i opiekuńczy, choć mało rozmowny. We wspomnieniach niegdysiejszej mieszkanki Ruty Idaszewskiej, był bardzo dobrym gospodarzem. Człowiekiem kochającym las bardziej niż dom. Szanował ludzi, którzy z nim pracowali, a także mieszkańców okolicznych wsi. Był niedostępny w pierwszej rozmowie, lecz serce miał wielkie. Kochał konie i często jeździł do lasu bryczką przeglądać drzewostan tudzież rozejrzeć się za zwierzyną. Zawsze zabierał broń, lecz rzadko jej używał. Kalkulował ilość drzew do ilości zwierzyny. Czy obecnie też tak się czyni? Miał miły sobotni zwyczaj, zapraszał wszystkich swoich pracowników na tańce do Końcewa. Kupował pierwszą kolejkę, po czym zostawiał pracowników i wracał do domu. Jak go mogli nie lubić. Kiedy kogoś nie widział dzień lub więcej zachodził do jego chałupy spytać o zdrowie i czy nie potrzebuje pomocy. Był takim ojcem zastępczym dla wszystkich. Prócz popularnej za sprawą sobót tancbudy, w Końcewie była jeszcze gospoda Fritza Bekera (pochodzącego z Okartowa?) jego teścia. Często tam zachodził i raczył trunkami, lecz po wojnie ponoć pił nie wiele bądź wcale.
Wrócę na moment w czasy powojenne, te początkowo były bardzo trudne. Leśniczy nadal dbał o las, wykonując zaplanowane zalesienia. Korzystając ze zgromadzonych przez siebie nasion. Nie mógł dopuścić do zaniedbań, gdyż byłaby to szkoda dla leśnictwa. Robił wszystko, jak wcześniej. Przecież to las, musi o niego zadbać. Pracował. Ukrywał się, przed pierwszymi oddziałami sowieckimi. Miał dużo szczęścia, jednak przyszedł dzień spotkania. W Głodowie, na brzegu przystani rosyjscy żołnierze, przybywszy po ryby spotkali Klinge'go. Trwały poszukiwania, oczywiste było, iż nie ujdzie z życiem. Postawili go przy potężnej olszy z zamiarem rozstrzelania. Wtem kobiety otoczyły leśniczego, prosząc by, darowano mu życie. Jak udało się, uniknąć nieszczęścia nie wiadomo. Nie wiadomo też, kiedy pojawił się miejscowy napitek. Wiadomo, iż wszystko zakończyło się pozytywnie. 12.07.1945 roku objął ponownie pełnioną nieprzerwanie funkcję, tyle że w Polsce. Poręczył za niego Marcin Dąbrowski. Człowiek znany i poważany. Jego zdanie liczyło się w leśnictwie w Piszu i Dyrekcji Lasów w Olsztynie. Max raportował swoją pracę w języku, który znał, czyli niemieckim. Zatrudniono kobietę, by tłumaczyła i przepisywała owe raporty na język polski. "03 styczeń 1951 roku. Pytany czemu jego żona nie przyjeżdża zza Odry, odpowiedział, że jest jej tam dobrze i nie potrzebuje przyjeżdżać. Bierze 300 marek renty za to, że był urzędnikiem u Niemca". Miesiąc później zmarł nagle na serce. Pochowano go na małym cmentarzu w ukochanym domu. W lesie wśród drzew, które pielęgnował i sadził. W 61 rocznicę śmierci postawiono nowy pomnik. Z zielonego granity, gdyż pasował do leśnika. Zastąpił on wcześniejszy dębowy krucyfiks. Oficjalne odsłonięcie odbyło się 17 sierpnia w 2013 roku.
*Źródło materiału - https://radioolsztyn.pl
*Źródło materiału - Myśliwiec Warmińsko Mazurski. nr.59, Maj 2014 r. Olsztyn "Ocalić od zapomnienia" Andrzej Arcimowicz.
*Dziękuję za udział w stworzeniu historii: Erykowi Urban (ur. w 1936 r.), Dzedzej Dzedzej.
*Dziękuję za udział w stworzeniu historii Krzysztofowi Lkr, a w szczególności za wspomnienia córki Maxa Klinge Ursuli.
.jpeg)
.jpeg)



Komentarze